Pani Poranek: Porozmawiamy
dzisiaj o czarach.
Pan Poranek: Dlaczego wierzymy w
czary, czy nadal boimy się czarownic i co skłania nas do sięgania po pomoc
wróżek?
Pani Poranek: Naszymi gośćmi są
pani Patrycja Habrycka, projektantka, i pan RIP ze Świątyni A.
Pan Poranek: Pani Patrycjo, jak
to się stało, że została pani czarownicą, i co sprawiło, że porzuciła pani
czary przechodząc radykalną przemianę w osobę głęboko wierzącą?
Patrycja: Magią interesowałam się
od dziecka. Najpierw były horoskopy, potem amulety, aż w ręce wpadła mi
prawdziwa księga czarnej magii. No i zaczęłam czarować.
Pani Poranek: Jak wyglądały te
czary? Co pani konkretnie robiła? Czy były to rytuały, jakie widzimy w filmach
o voodoo?
Patrycja: Nie będę tego
opisywała, żeby nie instruować młodzieży. Ale były to paskudne rzeczy z
wykorzystaniem zwierząt, krwi, duchów i przekleństw.
Pan Poranek: Co pani chciała
osiągnąć w ten sposób? I czy te metody były skuteczne?
Patrycja: Tak, były skuteczne,
ale w taki dziwny sposób. Najpierw zdarzało się to, o co prosiłam, a po pewnym
czasie następowały komplikacje. Często po prostu szkodziłam ludziom, którzy mi
przeszkadzali, szczególnie w karierze, w mojej pracy, na przykład stanowili
konkurencję do kontraktów, albo nadepnęli mi na jakiś odcisk.
Pani Poranek: Wspomniała pani o
komplikacjach…
Patrycja: Mimo moich zabiegów,
życie zaczęło się sypać. Miałam częste bóle głowy, zły nastrój, pojawiła się
depresja i zaczęłam sięgać po alkohol. Pojawiali się też bardzo toksyczni
ludzie. Kiedyś postanowiłam sobie wyczarować idealnego mężczyznę, więc go sobie
zamówiłam, według gotowych recept ze znanej książki Sekret[1]. Wtedy jeszcze
nie zdawałam sobie sprawy, że otwieram w ten sposób wejście do mojej duszy
siłom nieczystym.
Frater RIP: Buuu ha ha ha, ha ha ha! Eee, hrrr, hm… ten tego, przepraszam bardzo.
Pan Poranek: Co się stało?
Zakrztusił się pan? Podać wody?
Frater RIP: Nie, dziękuję. Już
wszystko dobrze.
Pan Poranek: Chciał pan coś
powiedzieć?
Frater RIP: Podobne przyciąga
podobne…
Pani Poranek: Czyli ten idealny
facet okazał się nie być ideałem?
Patrycja: Właśnie. To był taki
cukierek z trucizną w środku, z wierzchu polukrowany. Wylazł z niego pijak,
narkoman i damski bokser. Kompletna porażka. Zresztą, kontrakty miałam świetne,
przybywało pieniędzy, ale jak tylko je chciałam na coś wydać, Pan Bóg dawał mi
natychmiast znak, że są brudne i niosą ze sobą klątwę. Wszystko co za nie
kupiłam, było jak zgniłe.
Pan Poranek: I wtedy udała się
pani do egzorcysty.
Patrycja: To był bardzo miły i
doświadczony w tej materii ksiądz, i on uratował mi życie. Gdyby nie Pan Bóg,
który ciągle rzucał mi pod nogi kłody, to bym źle skończyła. Miałam
halucynacje, urojenia demoniczne, jak w klasycznych przypadkach opętań.
Nawróciłam się i porzuciłam magię.
Pan Poranek: Jak wyglądały w pani
przypadku egzorcyzmy?
Patrycja: O tym nie chcę
opowiadać, bo to są sprawy bardzo prywatne. Ważny jest skutek. Nie mam już
dużych dochodów, właściwie moje zarobki spadły do minimum, ale za to czuję
spokój i wolność. Całe życie poświęcam modlitwie i pomagam zagubionym duszom
odnaleźć drogę.
Pani Poranek: Panie RIP,
chciałabym zapytać, co pan myśli o tych wstrząsających wypadkach, ale wpierw
niech pan powie, co to jest Świątynia A i co znaczy pańskie imię?
Pan Poranek: RIP to chyba akronim
od Rest In Peace? Brzmi trochę cmentarnie.
Patrycja: Bardzo cmentarnie!
Frater RIP: To prawda. Zostałem
tak nazwany, ponieważ na co dzień, a także w nocy, spoczywam w permanentnym
spokoju, jak zwłoki na cmentarzu albo jak mnich w kontemplacji. Kanapa,
czekolada i książki. Taki kanapowy mag.
Pani Poranek: Kanapowy? Jak to
możliwe, skoro obcuje pan z demonami?
Pan Poranek: No właśnie, niech
pan opowie o swojej szkole magii. Czy rzucacie klątwy, jak pani Patrycja, żeby
sąsiadom na przykład skisło mleko, albo żeby komuś powinęła się noga?
Patrycja: Akurat mleka nie
przeklinałam!
Frater RIP: Główną praktyką, jaką
wykonujemy w Świątyni A, jest wpatrywanie się w niebo.
Pani Poranek: W niebo?
Frater RIP: To jest takie
niebieskie coś nad nami, przyozdobione w chmury, słońce, księżyc i gwiazdy.
Pan Poranek: Ale co to ma
wspólnego z czarami?
Patrycja: Właśnie! W głębi ducha
szuka pan tak naprawdę Boga w niebie!
Frater RIP: Z pewnością tak
właśnie jest, droga pani, ponieważ głębia ducha to właśnie samo ostateczne
bóstwo, które pragnie się wreszcie z nami połączyć. Patrząc w niebo jednoczymy
się z przestrzenią i jej świetlistością, a mówiąc bardziej tradycyjnie,
inwokujemy w siebie absolutnego Boga i Boginię w ekstatycznym zjednoczeniu.
Pani Poranek: Ale mieliśmy mówić
o czarach. Pani Patrycja wspomniała o egzorcyzmach, opętaniu, rzucaniu uroków…
Pan Poranek: Były też krwawe
ofiary…
Patrycja: Robiłam straszne
rzeczy!
Frater RIP: Drodzy państwo! „A” w
Świątyni A oznacza początek, pierwotny dźwięk stworzenia, stan z którego
manifestują się nasze życzenia. Dzięki połączeniu z tym pierwotnym bóstwem,
możemy dokonywać cudów. Nasze logo
wygląda tak.
[1] Patrz: Rhonda Byrne, Sekret (The
Secret). Prosta polukrowana psychologia przyciągania podobieństw. W
skrócie PPPPP.
Pan Poranek: Przecież to znak
anarchii!
Frater RIP: Poważnie? Mam
nadzieję, że nie jest zarezerwowany.
Pan Poranek: Ale wróćmy do
czarnej magii…
Frater RIP: No tak. Czarna magia, jakby nie było nic innego na świecie. Czy
lubicie sowy?
Pani Poranek: Sowy? Ma pan na
myśli ptaki?
Patrycja: To złe ptaki. Zwiastują
nieszczęście.
Frater RIP: Właśnie o to chodzi.
Jeszcze jakieś sto lat temu ciemny lud po wsiach zabijał sowy, bo uważał, że
zwiastują śmierć i wszelkie nieszczęście. Zabijał je też, by zrobić amulety
chroniące przed nieszczęściem, albo lekarstwa, na przykład na oczy.
Pan Poranek: No tak, sowa ma
przecież dobry wzrok, widzi w nocy.
Pani Poranek: Jest też symbolem
mądrości.
Frater RIP: Ciemny lud musiał na
kogoś zrzucić winę za naturalnie i losowo pojawiające się w życiu nieszczęścia,
lecz polując na sowy jako omeny zła, powiększał tylko zabobon i ogólną panikę.
Pani Poranek: Czcicie sowy?!
Frater RIP: Uważamy, że to piękne
ptaki. Postępujemy odwrotnie niż ciemny lud, to znaczy: asymilujemy noc, smutek,
śmierć i samotność, nie boimy się ciemności, tylko wchodzimy w nią z ogniem
pochodni.
Patrycja: Do lasu nie wolno
wchodzić z pochodniami!
Frater RIP: Oczywiście, droga
pani, chodzi o latarnię, blask własnej magicznej jaźni.
Pan Poranek: Mówi pan jak poeta.
RIP: Jedna z naszych praktyk
magicznych polega na tym, że naładowujemy się super energią tachionową i
neutrinową, a potem nic nie robimy, tylko promieniujemy i czekamy, aż otoczenie
samo się do nas dostroi. Całkiem jak w tej buddyjskiej przypowieści o mistrzu
zen, który wprowadził się do najgorszej, zdegenerowanej dzielnicy jako
zamiatacz ulic. Nic nie mówił, tylko sobie zamiatał i wymiatał, aż dzielnica
zaczęła się zmieniać na lepsze. Można powiedzieć, że emitował silne pole Mocy o
natężeniu milionów midichlorianów[1]. Nie
potrzeba było do tego żadnej ideologii, ani nawracania na siłę. Czysta praktyka
i doświadczenie.
Pan Poranek: Bardzo ładna
historia. Poważnie chodzi pan sam do ciemnego lasu?
Frater RIP: Oczywiście. Siadam i
czekam, co wyjdzie z wyobraźni.
Pani Poranek: I co wychodzi?
Frater RIP: Co kto w sobie ma.
Pan Poranek: I nie boi się pan?
Frater RIP: Specjalnie czekam,
żeby to spotkać i zjednoczyć się, tak jak zrobił to czarnoksiężnik Ged[2]. Z lasu
i wyobraźni mogą wyjść różne rzeczy.
Pani Poranek: Tak… Ale wróćmy do
czarów… Czyli stosuje pan białą magię?
Frater RIP: Nasza magia jest bez
koloru, przezroczysta. Przyjmuje dowolny kolor, w zależności od tła, którym
jesteśmy. Podobnie postępują kameleon albo Predator[3].
Magia, jako
przezroczysta, przyjmuje dowolny kolor, w zależności od tła, którym jesteś
Frater RIP
Patrycja: Czyli stosujecie czarną
magię! Predator to nie jest boskie stworzenie!
Frater RIP: Pani Patrycjo! Każde
z nas ma w sobie jakiegoś mrocznego pasażera[4], i to
jest naturalne, bo jesteśmy spolaryzowani. Według najnowszych koncepcji
fizyków, najbardziej elementarną cegiełką budującą świat nie jest struna albo
superstruna, lecz pole. Jeśli pozwalamy naszemu mrocznemu pasażerowi brykać,
jak to zrobiła pani Patrycja, to wtedy on przejmuje kontrolę na tym polu naszej
świadomości, a jeśli mu nie pozwalamy, to wtedy kontrolę może przejąć nasza
prawdziwa świetlista natura, pole mocy o nieskończonej ilości midichlorianów.
Pani Poranek: Czyli jednak biała
magia. Niech pan poda jeszcze jakieś przykłady waszych praktyk magicznych, a
pani Patrycja powie, czy robiła to samo.
Pan Poranek: Czy stosuje pan
pentagramy?
Frater RIP: Oczywiście, na
przykład do konserwacji żywności, podobnie jak Babilończycy 3500 lat temu. Oni
uważali, że jedzenie psuje się, bo dobierają się do niego złe duchy. Niedawno
naukowcy to potwierdzili, ale nazwali te duchy bakteriami.
Pan Poranek: Może opisze pan
jakiś rytuał białej magii?
Patrycja: Ja w tym czasie pomodlę
się za pańskie nawrócenie.
Frater RIP: Będzie mi bardzo
miło, szanowna pani.
Pani Poranek: Jak państwo myślą,
dlaczego ludzie wierzą w takie gusła i zabobony?
Patrycja: Ja błądziłam w
ciemności.
Frater RIP: Też mnie to
zastanawiało. Dlaczego ludzie wierzą w jakieś kompletne przesądy, a w prawdziwą
magię nie? Na przykład boją się przejść pod drabiną, wierzą że zbite lustro to
pech, że sowy to nieszczęście. A jednocześnie nie wierzą w swoją boską naturę i
moc wpływania na otoczenie.
Pan Poranek: To co z tym
rytuałem? Czy to będzie ten sam, który stosowała pani Patrycja, z krwią i
klątwami?
Frater RIP: Drodzy państwo! W
Świątyni A sami wymyślamy, w miarę potrzeb, własne religie, bóstwa, mitologie i
kosmogonie, zresztą tak samo, jak to ludzie robili od zarania dziejów.
Aktualnie wierzymy, że świat, a także my sami, składamy się z kombinacji pięciu
żywiołów. Każdemu z nich możemy przypisać jeden z pięciu zmysłów, pięciu
organów wewnętrznych, pięciu palców i tak dalej, a także pięć odpowiadających
bóstw, kolorów, dźwięków, ziół, roślin, kierunków i potraw. Praktyka jest taka,
że wzywamy bóstwa, inwokujemy je w siebie, stajemy się nimi i składamy sobie
ofiary, też będące częścią naszej jaźni, zjadając konsekrowane jedzenie. Jest
to ofiara dla naszych zmysłów i organów, które są miejscem przebywania bogów i
bogiń. W tym stanie wchłaniamy nasze życzenia, a bóstwa je realizują, nie
czyniąc nikomu krzywdy, bo są zharmonizowane z holograficzną naturą świata
poprzez splątanie kwantowe.
Pan Poranek: Eeee… O co chodzi???
Patrycja: Nie znam tych rytuałów…
Frater RIP: Podobne przyciąga
podobne, dlatego przed praktyką magii należy doprowadzić do porządku swoje
poglądy, intencje i system wartości. Inaczej wyjdą z nas demony. Zresztą, i tak
wyjdą. My te demony rozpoznajemy i ujarzmiamy, zamiast je karmić, tak jak to
robiła pani Patrycja. Właściwie to zapraszamy je na ucztę, jak starych
znajomych, którymi w istocie są, i karmimy czymś, co je ujarzmia: światło
rozświetla ciemność i wszystko wraca do stanu pierwotnej pustki.
Pan Poranek: Ujarzmiacie demony?!
RIP: Oczywiście! Nie ma innego
wyjścia, inaczej one ujarzmią nas. Mroczny pasażer przejmie kontrolę i będzie
jatka.
Patrycja: Powinien pan się poddać
egzorcyzmom. To naprawdę bardzo pomaga!
Pani Poranek: Musimy już kończyć
naszą pasjonującą rozmowę. Dziękujemy gościom, a za chwilę prognoza pogody,
którą przedstawi nam Mira Chmurka prosto znad Morskiego Oka…
Pan Poranek: Ufff! Co to za
dziwak, ten RIP? Aż się zapaliła lampka alarmowa poprawności politycznej.
Ujarzmia demony!!! Przecież miała być jakaś normalna kapłanka z wicca!
Pani Poranek: Nie wiem. Była
zmiana w ostatniej chwili. Czekaj, coś mówią… Ochrona znalazła jakąś dziewczynę
związaną w pokoju socjalnym. To Em Emma, nasza prawdziwa konsultantka. Mówi, że
przypadkiem zaplątała się w motek. Twierdzi, że to nić Ariadny, albo przędza
trzech Norn. Jest tam też żywa sowa śpiąca na szafie. Wezwaliśmy weterynarza.
Pan Poranek: Uważaj, wchodzimy na
wizję. Następny gość to właściciel schroniska w Sowich Górach.
Pani Poranek: Dziwne, bardzo
dziwne zbiegi okoliczności…
[1] Patrz:
cykl filmowy Gwiezdne wojny.
[2] Patrz:
Ursula Le Guin Czarnoksiężnik z archipelagu.
[3] Patrz:
film Predator.
[4] Patrz:
serial Dexter.